piątek, 28 października 2011

Nieprzewidywalny...

Zawsze wiedziałam, że życie to jeden wielki paradoks. Teraz moja hipoteza potwierdza się w całej rozciągłości.
Jestem chora, jak wiadomo, od urodzenia, na ciężką, przewlekłą, nieuleczalną chorobę, która cały czas postępuje, powolutku słabnie jakaś kolejna część mojego ciała, najbardziej przyspiesza podczas pobytu w szpitalu,  moje płuca osłabły już na tyle, że nie mogę sama oddychać. Jednak jestem - myślę - w bardzo dobrej formie chociaż ciężko jest mówić takimi kategoriami...

Mój wujek, brat babci, był zawsze silnym, postawnym facetem, pełnym krzepy. Od 5 lat choruje na nowotwór złośliwy. Choroba przebiegała bardzo łagodnie, jeździł na chemię, wszyscy myśleliśmy, że wyleczy to cholerstwo.
I od jakiegoś miesiąca z tygodnia na tydzień rak postępuje tak gwałtownie, że wujek cały czas śpi, ma podawaną morfinę, koncentrator tlenu, który ja kiedyś miałam tylko do spania u niego chodzi 24h na dobę, ledwo siedzi, nie ma siły na nic.
Jego stan jest nieporównywalny do mojego. Nigdy do głowy by mi nie przyszło, że tak zdrowa osoba może być bardziej chora ode mnie...
Przewrotny jest los.





Tak jest teraz. Ale nie powiem, że nie boję się przyszłości. Wiem, że przede mną jeszcze długa droga.
I wiem też, że kiedyś ten blog przestanie istnieć, nawet jak ja jeszcze tutaj będę...

piątek, 21 października 2011

M.I.Ł.O.Ś.Ć. What is this?

Na kolejną wizytę do dentysty miała jechać ze mną w pierwszej wersji bratówka, ale w końcu pojechał brat. Może i dobrze się stało, bo pogadaliśmy sobie w samochodzie, a już dawno tego nie robiliśmy.
Rozmawialiśmy nie o życiu i śmierci, jak to najczęściej bywa, ale na specyficzny temat MIŁOŚCI. Miłości duchowej oczywiście, nie fizycznej. ;)
Zgadzaliśmy się tylko w jednej kwestii, że nienawidzimy nadużywania słowa "kocham". Że denerwuje nas jak ludzie tak bezmyślnie nam to mówią. Zgadzamy się też z tym, że czasem nie warto jest kochać. Że to poniża człowieka, ale nie mamy na to wpływu... I że pod wpływem tego uczucia robi się głupie rzeczy.
W tym jedynie się zgadzamy, na resztę aspektów miłości mamy całkiem odmienne zdania.
Nie wiem czy dobrze, że o tym rozmawialiśmy, odkryłam jak różnimy się wewnętrznie, posprzeczaliśmy się, w każdym razie cała rozmowa skończyła się łaskotkami :)

Na niekorzyść dla mnie oczywiście. ;P


Wczoraj natomiast wspominałyśmy z P. Małgosią nasze historie miłosne i było mnóstwo śmiechu. :)
Mimo, że łaskotek było brak :D

P.S. Kubo G. pozdrawiam Cię ;P

wtorek, 18 października 2011

Kolejny "Pierwszy raz"

Kolejny "Pierwszy raz"
Następna innowacja, którą przechodzę po szpitalu to rozstanie z moim Karatem na kilka dni.
Respirator trzeba kontrolować i co pół roku lub po 8 miesiącach należy oddać go do serwisu na przegląd. Wtedy firma, która dokonuje przeglądu daje inny respi, a po kilku dniach/tygodniu wraca do mnie mój własny.
Trochę się obawiałam jak będzie mi się oddychało z innym, bo mój model jest z tych nowocześniejszych i jeśli daliby mi stary to na pewno byłoby gorzej. Ale przyszedł identyczny, ucieszyłam się, jednak teraz odczuwam pewien dyskomfort, ponieważ często ten respirator pompuje powietrze szybciej. Jest to męczące i denerwujące...
Myślę, że jest bardziej wyczulony na moje emocje. Każde mocniejsze zabicie serca wywołuje szybszy rytm oddechu...
Ale niedługo wróci mój Przyjaciel i mam nadzieję, że także, wszystko wróci do normy.



A oto dowód na to, że jestem właścicielką Giewontu: :)
Namiastka szczytu




piątek, 14 października 2011

Pamiętnik. Po prostu.

Czasami, czytając swoje posty, myślę czy dobrze piszę. Odpowiednio, właściwie, poważnie. Ktoś mi powiedział, że dużo ludzi, różnych ludzi czyta mój blog. Pojawia się tu wiele kolokwializmów, no ale jacy ludzie go czytają? Przecież nie Papież, czytają to normalni ludzie.

Zastanawiam się nieraz czego czytelnicy oczekują od tego bloga, ode mnie. Myślę, że wielu spodziewa się, że będę pisała tu tylko i wyłącznie głębokie przemyślenia, wielkie prawdy i wzniosłe słowa.
Ale, szczerze mówiąc, nie bardzo się tym przejmuję, bo, chociaż nie prowadzę go tylko dla siebie, to jednak to jest MÓJ blog. A ja nie lubię wzniosłych, górnolotnych słów. Kiedy są głębokie przeżycia (na moją miarę), to i są głębsze myśli, a kiedy jest zwyczajne życie to jest po prostu prosto i zwyczajnie.

Oczywiście mogłabym pisać elokwentne "otóż", "wszakże" i "lecz" ...lecz to nie mój styl, to nie ja, sorry.

niedziela, 9 października 2011

Przywitania, pożegnania...

I już przyjechał braciszek z bratówką. I już zabrali Danielka i Deniska. I już zostałyśmy same.
Tata pojechał właśnie do Niemiec. Do pracy. Jak wszystko się ułoży to wróci dopiero przed świętami.

Wrócili o 6 rano, ja zaspana, ledwo kontaktowałam i pierwsze co usłyszałam od brata po wycałowaniu to: "Ty grubasie! Jak ona przytyła! Jaki z niej grubas!" :D
No, i dostałam holenderskie ciasteczka. Miłe są przywitania :)

Łukaszek powiedział też, że kupuje nowy samochód i bierze mnie na wycieczkę.
Już się boję... :O

A jutro znowu wyjeżdża na tydzień. Ani taty, ani brata, same z mamą...

Niech nas ktoś przytuliiiiii... :(

środa, 5 października 2011

Optimistic girl?

Nie zawsze jest kolorowo.
Ten blog jest niby pamiętnikiem, ma odzwierciedlać moją duszę, pokazywać co się dzieje u mnie i ze mną. Jednak nie jest lustrem.
Nie raz mam wrażenie, że wszyscy czytający moje posty mają trochę mylny obraz mnie. Wszystkie dotychczasowe wpisy są wesołe, radosne, wszystko się układa, wszystko jest dobrze. Nie robię tego celowo, tak wychodzi, tak się układają wydarzenia, tak się układa życie. Ale nie zawsze jest tak fajnie.
Nigdy nie miałam stanów depresyjnych - co teraz mnie trochę dziwi - ale dołki mniejsze lub większe zdarzają się często.
Ostatnio też budzę się co rano i jestem niespokojna z bliżej nieokreślonego powodu.

To oczywiste, że każdy ma gorsze i lepsze dni.
Zastanowiło mnie tylko to, dlaczego ten blog wychodzi tak optymistycznie...
Copyright © ACZkolwiek - kocham życie! , Blogger