poniedziałek, 27 lipca 2015

Słabej ZŁOTÓWKI piękny RAJ!

W środę znów pojechałam do Warszawy, tym razem na hipotetycznie mniej miłe spotkanie, niż z Panem Hołownią, ale okazało się, że tam gdzie miły człowiek - tam jego profesja i prestiż nie mają żadnego znaczenia.

Pan doktor okulista, który badał mi oczy na wszelkie możliwe sposoby okazał się a) profesjonalistą, b) przemiłym, spokojnym, empatycznym mężczyzną.

Gdy wstawał do schematu przedstawiającego oko, aby wytłumaczyć mi wszelkie zawiłości budowy tego przebiegłego organu i wykonywanego na nim ewentualnego zabiegu - sam sobie odwracał mnie z wózkiem. Gdy wracał do biurka z powrotem odwracał mnie do siebie.
Patrzył mi w organ, zwracał się aż nazbyt oficjalnie, kulturalnie, mówił cicho, spokojnie i DO MNIE.
Nie, to nie jest oczywiste. To cały czas robi na mnie wrażenie.

Powstrzymywałam się od śmiechu, gdy tłumaczył przy tablicy szczegóły zabiegu, uśmiechałam się próbując wyobrażać sobie straszne i smutne rzeczy, żeby nie wybuchnąć na głos, gdy mówił o zagrożeniach operacji, ale gdy miałam przeczytać wyświetlane literki - nie wytrzymałam, zaczęłam się śmiać jak bałwanica, a pan razem ze mną :)

Nie wiem co to za fenomen, ale zawsze chce mi się śmiać w najmniej odpowiednich momentach.
Jak widać cała jestem zbudowana z przekory i organizm to wyczuwa: gdy wszyscy są poważni - ja nie będę!

W każdym razie, po wszystkich męczących badaniach, długich rozmowach i wielu pytaniach, lekarz stwierdził, że nie ma żadnych okulistycznych przeciwwskazań do zrobienia zabiegu, który raz na zawsze, całkowicie wyleczy mi wadę wzroku i nie będę musiała męczyć się z okularami.

Ponieważ zabieg jest wykonywany laserem i akurat u mnie ze względów bezpieczeństwa będzie trzeba zastosować najdroższą z metod, to koszt naprawy obojga oczu wyniesie 7000zł.

W tym roku PFRON nie ma pieniędzy na nic, więc wszystkie oszczędności z Avalonu przeznaczyłam na turnus rehabilitacyjny i na wózek ręczny.

W celu zrealizowania zabiegu założyłam zrzutkę na już sprawdzonej i wiarygodnej stronie www.zrzutka.pl

Świadomie podałam minimalną kwotę wpłaty 1zł, bo nie chcę nikomu dyktować, na nikim wymuszać jakiejś określonej sumy, każda złotówka się liczy.

Drodzy Czytelnicy, jeśli mogę, to chcę prosić Was o pomoc, jakąkolwiek, najmniejszą, którą można zrealizować NA TEJ STRONIE.
Tam jest wszystko napisane.

Nie chcę, żeby ktoś z Was musiał odmówić sobie obiadu, leków, ubrań, czy zabawki dla dziecka. Nie chodzi o to, żeby ktoś odczuł biedę, ubóstwo i nędzę.
Chodzi o złotówkę, dwa, czy piątkę - kawę, gazetę lub kolejnego papierosa.
Drobne, ale systematyczne wpłaty zrobią tyle, albo jeszcze więcej, niż jednorazowa większa suma, której odczuwalny brak zniechęci do dalszej pomocy.

PRAGNĘ, żebyście Wy ze swoją pomocą czuli się dobrze.

Dziękuję za KAŻDĄ ZŁOTÓWKĘ!

sobota, 18 lipca 2015

De­ter­mi­nac­ja tańczy na os­trzu szpilki

De­ter­mi­nac­ja tańczy na os­trzu szpilki
ACZkolwiek płyniesz dalej, a ja muszę się zanurzać i wynurzać z twoich fal.

Chwilę temu był przypływ i mogłam pocieszyć się spontanicznym i nieplanowanym wtargnięciem (tak, wtargnięciem) na Stadion Narodowy.

Nie miałam szans tego wcześniej opisać, ale po spotkaniu z Szymonem Hołownią zaczęliśmy szukać piętra, na którym zostawiliśmy samochód. Ponieważ Galeria Stadionu Narodowego posiada 2 kondygnacje w górę i 4 w dół, to sprawa dotarcia do właściwego wyjścia była tak prosta, jak labirynt.

Ale dzięki temu nieoczekiwanie jadąc tunelem spostrzegłam jakieś wejście na jakiś otwarty teren. Dochodząc bliżej zauważyłam przed sobą rzędy siedzeń i z Eureką! na ustach krzyknęłam: STADION!

Nie wahając się ni sekundy wjechałam prosto na rozpościerającą się przede mną wielką, betonową przestrzeń i poczęłam drzeć się jak lew wypuszczony z klatki wprawiając w nieme osłupienie pana ochroniarza.

Pan ów najpierw próbował ogarnąć w cichości serca niecodzienną sytuację, a następnie uprzejmie poinformował, że za zwiedzanie rzędów biało-czerwonych krzeseł należy uiścić opłatę w wysokości 25 PLN.

Chyba bym była skończenie głupia, jakby taki absurd przyszedł mi do głowy.

Wjechałam po prostu, bez zastanowienia, na boisko, piszczałam z zachwytu, jeździłam jak szalona i zaliczyłam coś, czego nigdy nie miałam w planach.
I przez około 5 minut prawdziwie się cieszyłam.
Tylko odrobinę mniej, niż ze spotkania z SH.

To było moje 5 minut.

Za chwilę będzie drugie.
Kolejna fala wznosząca.

Ale zanurzać też się muszę.
Żeby złapać oddech z większą desperacją, z większym pożądaniem.

wtorek, 14 lipca 2015

NIE!!!

Nie kocham cię, Życie!

sobota, 4 lipca 2015

C.d.n. - Niech tak się stanie

C.d.n. - Niech tak się stanie
Dwa tygodnie temu chciałam pojechać do Konstancina-Jeziornej na warsztaty dziennikarskie, ponieważ miał w nich brać udział m.in. Szymon Hołownia, poza tym byłoby to fajne doświadczenie.
Niestety, jak to często bywa, w tym samym dniu odbywały się inne wydarzenia w Radomiu i musiałam zostać w mieście.
To znaczy nie musiałam, tylko chciałam. Wybrałam bliższych mi ludzi i moje miasto.

Opłacało się, bo dwa tygodnie później ten sam dziennikarz miał prowadzić panel dyskusyjny w Warszawie, w Galerii Stadionu Narodowego.
Dowiedziałam się o tym z maila, którego "prenumeruję" i decyzja zapadła niemal natychmiast.

Nie wiedziałam, czy jest po co jechać, nie miałam pewności, że się do niego dobiję w tłumie ludzi, zapewne. Nie wiedziałam, czy się rozczaruję.
Chciałam nie zdjęcie, nie autograf, nie dedykację na moich wszystkich jego książkach (no jasne, że to wszystko też chciałam), ale przede wszystkim chciałam z nim po prostu (choć to właśnie jest najbardziej nie proste) spokojnie porozmawiać.

Czy będzie jakiś cichy kąt? Czy on będzie miał czas? Czy będzie chciał? Czy będę miała siłę przebicia?

Właśnie wróciłam z Warszawy.
Nie musiałam mieć siły przebicia, bo on miał czas, ochotę i kąt. I było zadziwiająco mało ludzi.
 
Było cicho, kameralnie, spokojnie i niezwykle miło.
Do zdjęcia sam się ustawił wcześniej chwytając moją dłoń (bez czekania, aż ją wyciągnę).
Rozmawiał serdecznie, cierpliwie, życzliwie i z wielką chęcią, co widać i... nie do końca słychać ;).

Dawno tak nie piszczałam, dawno nie czułam takiego szczęścia.

Czekam na "c.d.n."

 Ale nic nie ma za nic.

Copyright © ACZkolwiek - kocham życie! , Blogger