Dzisiaj przebyłam najdłuższą drogę od czasu szpitala - 35 km :) (właśnie, teraz to jest mój najczęstszy określnik czasu - PRZED szpitalem i PO szpitalu). Byłam w Przysusze u znajomej dentystki. Na początku się bałam, jak to ja, ale jak już się zaczęło to strach opadł. Było mi wygodnie, bo sobie leżałam, a nie tak jak kiedyś - powyginana i bardzo podobał mi się gabinet, bardziej przypominał pokoik niż surowy gabinet lekarski. No i atmosfera była oczywiście bardzo przyjazna.
Następna wizyta w przyszłą środę i już na pewno nie będę się tak stresować.
Musiałam tam wypełnić ankietę i jedno z pytań brzmiało: "Jak oceniasz swój stan zdrowia". I miałam niemały problem. Trochę głupio brzmi odpowiedź "dobrze", jak się na mnie patrzy - respirator, rura... Ale tak na prawdę to ja się czuje lepiej niż przed szpitalem, jestem zdrowsza. Mama mówi:
- to zostawmy to.
- nie, zaznacz DOBRZE.
Stopniowo zwiększam dystans jazdy, stopniowo wracam do siebie i ciekawa jestem do jakiego etapu sprzed szpitala dojdę...
W drodze powrotnej rozmawialiśmy o weselach, w przyszłym roku mamy trzy.
Tak myślę i pytam mamę:
- A czy ja jeszcze kiedyś pójdę na wesele?
- Noo... jak będziesz chciała...
Ale właśnie. Czy ja będę chciała...? (Czy będę miała odwagę...?)