O ja cież pierdziele! Przed chwilą wróciłam ze szpitala. Dzisiaj jest w ogóle dzień pełen, mmmm... niespodzianek. Podczas spaceru wydzielina nie chciała się odessać, stresowałam się, raz respirator rąbnął o asfalt, stresowałam się, drugi raz respirator rąbnął o podjazd, stresowałam się.
Leżałam już sobie spokojnie na kanapie, śmiałam się, rozmawiałam, aż tu niespodziewanie mój Przyjaciel Karat zbuntował się i przestał pompować powietrze.
I panika.
Wyłączamy, włączamy - nic.
Przeszłam na ambuł, czułam, że to nie to, za mało mam powietrza.
Telefon do doktor Biegańskiej - mojej anestezjolog.
Jedziemy do szpitala żeby mogła sprawdzić mój sprzęt i żeby podłączyli mnie do szpitalnego respi.
Mimo woli poszły mi łzy, ale tylko raz :)
Doktor sprawdziła i po 5 sekundach wszystko grało i śpiewało.
Momentalnie stres ze mnie spłynął, zrobiło mi się ciepło, gadalam i śmiałam się do wszystkich. :D
Byłam tam koło pół godziny.
To był mój najkrótszy pobyt w szpitalu w życiu. ;)
Dziękuję za szybką pomoc, dobre serca i okazane ciepło...