piątek, 16 września 2011

Spacerek

Wybrałam się na spacer, na elektrycznym, pierwszy raz od jakiś... 6 miesięcy? Czułam się tak jak przed szpitalem, było świetnie. :D Z tą różnicą, że nie mogę wychodzić już sama, ale zanim mama wyszykowała siebie i Danielka to ja wyszłam wcześniej, szłam chodniczkiem i sama do siebie się uśmiechałam :) I fruu... na ulicę! Poczułam się chociaż przez kilka chwil SAMODZIELNA:)

Panie z naszych osiedlowych sklepików pytały już moich rodziców gdzie Asia, czemu się nie pokazuje, bo zawsze robiłam tam zakupy, często mnie widziały, a tu tyle miesięcy cisza. I to właściwie było moim głównym celem wyjścia na dwór. Ale żeby nie było, że przyszłam tylko po to żeby się pokazać to w jednym sklepie kupiłam sobie ciasteczka, w drugim Małemu kinder bueno i nareszcie popatrzyłam na te wszystkie kolorowe pyszności. :D Panie bardzo się ucieszyły, że mnie widzą (ja zresztą też).

Szłam, oglądałam moje osiedle (odkryłam, że przy moim bloku nie ma już kiosku - od pół roku :O) wiatr rozwiewał mi włosy i czułam, że żyję! :)

Przechodziłam koło kościoła, zatrzymałam się, popatrzyłam, zostawiłam mamę i p. Ewę i razem z Danielkiem weszłam na plac. Ogarnęła mnie mała nostalgia, dawno mnie tam nie było...

Byłam na spacerze jakąś godzinę, po powrocie do domu musiałam zrobić jeszcze parę rzeczy więc położyłam się po 3 godzinach zmordowana. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, bo siedziałam już 6 godzin, ale jeżdżenie po naszych chodnikach i krawężnikach to teraz dla mnie naprawdę nie jest prosta sprawa. Utrzymywanie równowagi ciała i głowy w pionie na dworzu to Mont Everest, ale dałam radę, nie boj się! :D

Jeszcze do Kerfura muszę się wybrać, uda mi się na pewno.
Copyright © ACZkolwiek - kocham życie! , Blogger