Sobotę i niedzielę spędziłam w Cerekwi u cioci i wujka. Pogoda na początku nie była ciekawa więc nie nastawiałam się na opalanie, ale w niedzielę nieoczekiwanie zrobiło się gorąco. Przebrałam się w coś co trochę bardziej odkrywa ciało, wyszłam na taras i leżałam. Nienawidzę się opalać, bo nie znoszę leżeć bezczynnie plackiem, ale lubię być opalona :) Leżałam więc patrząc w niebo, męczyłam się upałem i ćwiczyłam silną wolę. Byłam już wcześniej dość mocno opalona, a teraz to już w ogóle jestem brązowiutka, prawie jak mulatka ;-)
Wczoraj też odkryłam, że o wiele lepiej jest myśleć i się modlić na powietrzu, w przestrzeni niż w czterech ścianach.
Gdy już zeszłam ze słońca (moje serduszko raczej go nie lubi) poszłam do domu, towarzyszył mi Danielek i wywiązała się ciekawa rozmowa. Pytam:
- Danielku gdzie Krzyś?
- Poszedł do kolegi na trampolinę.
- A ty nie chciałeś pójść?
- Chciałem i nie chciałem, chciałem i nie chciałem...
- Ja to bym chciała poskakać :)
- A dlaczego nie idziesz? Bo masz chorą szyjkę?
- Tak, chorą szyjkę i chore nóżki.
- Nóżki odpoczną i nie będą bolały! :D
- Ale mnie nóżki nie bolą tylko nie mają siły żeby chodzić.
- Nóżki odpoczną i będą miały siłę! :)
- I będę mogła chodzić?
- TAK! :D
No właśnie, dla dzieci nie istnieją problemy, wszystko jest do rozwiązania, wszystko da się wytłumaczyć, nie ma rzeczy niemożliwych. Mają zarąbistą wyobraźnię :) Bardzo mi się podobają rozmowy z Kaczorkiem :)
Mój kochany... przyszedł wieczorem dać mi buzi na dobranoc. Jak ode mnie odchodził to zacisnął piąstkę i powiedział, że tu ma całuska od cioci... A przecież ja go nie pocałowałam...