poniedziałek, 30 marca 2020

5. Nie zabijaj

Ja też tęsknię za słońcem na twarzy.  Powietrzem we włosach. Zielenią w oczach. Za normalnością.
Wiem, że wszyscy mamy już dość tego tematu. Mi nawet nie chce się już myśleć o tym, żeby o tym nie mówić, ani nie chce mi się nawet mówić o tym, żeby o tym nie myśleć. 
Ale spróbujmy zobaczyć, jak to wygląda od mojej strony. Z perspektywy całych zagrożonych rodzin. 

Niektórzy z nas, Polaków, niczym się nie przejmują. Są młodzi i zdrowi  - albo starsi i zdrowi - i chce im się żyć, wychodzić. Czują w sobie tak dużo energii i sił fizycznych, że do świadomości nie jest w stanie dotrzeć myśl, że Z DNIA NA DZIEŃ wirus może zablokować swobodny przepływ powietrza do płuc. Może zawładnąć rękoma i nogami, przygnieść je, zablokować. Że wirus naprawdę może na kilka tygodni zamienić życie w wegetację, i to jest optymistyczna wersja.
W Radomiu umarł 43-letni mężczyzna. W Poznaniu 37-letnia kobieta. W obydwu przypadkach bezpośrednią przyczyną zgonu był koronawirus. Żadnych dodatkowych chorób. 
Wiek i kondycja fizyczna nie mają znaczenia. Można szacować prawdopodobieństwo wyleczenia biorąc pod uwagę jakieś czynniki, ale jak widać, tak naprawdę to jest loteria. 

Piszę o tym, bo uderzyła mnie antyanalogia dwóch skrajnie różnych światów, które egzystują tuż przy sobie, ramię w ramię. 
Z jednej strony ci, którzy totalnie się nie przejmują jakąś "grypą". Robią to, co robili do tej pory tylko trochę bardziej wkurzeni, że wszystko idzie trudniej i dłużej bo "ci wariaci przesadzają, wszystko pozamykali", ewentualnie pośredniej grupy, która nie bagatelizuje, ale potrafi się uspokoić: "prognozy nie są tak bardzo dramatyczne, Polska z tego wyjdzie, gdy zachoruę są duże szansę, że po hospitalizacji wyzdrowieję".
I drugi świat - świat SMA. Tutaj może wydarzyć się realny dramat. 

Pomijam fakt, że większość z nas boi się o siebie z wiadomych względów. Niektórzy, jak ja, są pod respiratorem, co w sumie może (?) być jednak in plus. Inni mają respiratory nieinwazyjne, co jest pomocne, ale oznacza już słabsze mięśnie oddechowe. Jeszcze inni nie mają żadnego sprzętu, bo oddechowo dobrze sobie radzą, ale jakieś sygnały już się pojawiły. Generalnie ludzie z SMA, czy innymi zanikami mięśni, są znacznie słabsi oddechowo od zdrowych. 
Jeśli boję się o siebie to bardziej tego, że kolejny pobyt w szpitalu, a mam ich za sobą sporo, zabierze mi resztki sił. Czy boję się śmierci? Pewnie jak każdy. Ale jeśli zdarzy mi się to złapać, będę się modlić, by wirus raczej mnie zabił, niż pozostawił bez możliwości ruszania dłońmi, choćby w tak minimalnym zakresie jak teraz.

Gdy ktoś mnie pyta, czy się boję ma na myśli mój strach o siebie. A kiedy mówię, że bardziej boję się o rodziców, to słyszę "widzisz, nie pomyślałem o tym. Nie jestem w Twojej codzienności, nie myślę tak praktycznie".

Wyobraźmy sobie, co by się stało ze mną gdyby rodzice musieli choćby pójść do szpitala na czas kwrantanny. Pomijam inne scenariusze. Tylko kwarantanna. Oboje. 
Niektórzy powiedzą: "No, jak to? Masz rodzinę, brata, tyłu przyjaciół, znajomych". 
Hmmm. Oczywiście. Do rozmowy, załatwienia czegoś na mieście i do "bycia" na odległość mam ich całe mnóstwo. Tylko kto z nich potrafi mnie odessać, posadzić na wózek, przekręcić w nocy? Umieć, to jedno. Kto chce to robić? Nigdy nie znalazłam się w takiej sytuacji więc właściwie może się mylę. Może ktoś by chciał się tego nauczyć. 
Ale ja, to ja. Nie jestem w najgorszym stanie, MOŻE jakoś, z czyjąś pomocą przeszłabym przez to piekło. 
Jednak są wśród nas dzieci, ludzie dorośli - zaznaczmy: w pełni sprawni umysłowo, świadomi - z rurką w szyi, z PEG-iem w żołądku, bez możliwości mówienia. 
Co czują dziś ci rodzice, bojąc się naturalnie o swoje dziecko, a ponadto o siebie ze względu na dziecko? Z kim je zostawią, jeśli będą musieli pójść do szpitala? Rodzice dzieci z SMA mówią to samo, co ja: "nie mamy nikogo kto nam pomoże/zajmie się Antkiem w razie zarażenia".

Mam nadzieję, że piszę ten post na wyrost i nikogo z nas nie spotka tak skrajna sytuacja. 
Ale może ten tekst przekona tych silnych fizycznie i psychicznie do podjęcia tego okrutnego cierpienia jakim jest siedzenie w domu bez absolutnej potrzeby wyjścia. Bo możesz mieć nawet rację, że nie zachorujesz, albo że łagodnie. Możesz myśleć, że przecież nie masz w otoczeniu żadnej chorej osoby i nawet takiej nie znasz, a Asia mieszka daleko.
Ale możesz zarazić zdrową osobę, która zarazi zdrową osobę, która zarazi kolejną, potencjalnie zdrową osobę, która spotka się z rodzicem chorej osoby. 
Twoje wyjście może nawet zniszczyć komuś życie. 

Dbajmy o siebie i o innych. 
Pozostańcie w zdrowiu. 

Copyright © ACZkolwiek - kocham życie! , Blogger