sobota, 21 września 2019

Podejrzewana

Jakiś czas temu zadzwoniłam do jednej radomskiej instytucji, zupełnie nie powiązanej z żadnymi ZUS-ami, czy PFRON-ami. Instytucji, z którą nigdy nie miałam nic wspólnego, i która również ze mną nie miała żadnego kontaktu.
Musiałam załatwić pewną sprawę, dość poważną i dyskretną.
Na wstępie tradycyjnie się przedstawiłam i zwyczajnie, na lajcie kontynuowałam rozmowę. Najzwyczajniej w świecie wszystko rzeczowo omawialiśmy. To była rozmowa służbowa, jak każda inna.
Do momentu, gdy sprawy nabrały postać wiążącą i poinformowałam:
- Jestem osobą niepełnosprawną, dlatego wolałabym, żeby mój brat...
Nie skończyłam mówić, gdy pan Wojtek przerwał sympatycznie się uśmiechając:
- Wiem, wiem, pani Joanno, bo jest pani osobą znaną w Radomiu. 
- ...Naprawdę...?!
Szczerze się zaśmiał odpowiadając ze spokojną życzliwością w głosie:
- Tak... Wie pani, gdy się śledzi wydarzenia z Radomia i regionu, to się wie takie rzeczy. Tak, jak mówię, jest pani osobą znaną i  bardzo pozytywnie postrzeganą.
Ponieważ to młody facet, zupełnie nie powiązany z moją rodziną, ani znajomymi i pracujący w instytucji, która nie miała prawa nic o mnie wiedzieć, to moje zaskoczenie było tak duże, że zaniemówiłam.
Spaliłam buraka i jak to mam w zwyczaju zachowywać się w sytuacjach, które mnie peszą - wielce rzeczowym tonem zakończyłam uprzejmości:
- No dobrze, a więc wracając do sprawy...

Wczoraj napisałam wiadomość z portalu do pana zajmującego się copywritingiem, w celu skonsultowania mojego opowiadania, które być może będzie kanwą powieści, którą kiedyś napiszę. Nie wiem, czy ona powstanie, bo pisanie książki fabularnej, to ogromna, trudna i wymagająca mega umiejętności praca, która nie przynosi wymiernych korzyści finansowych.
Jednak dla wszystkich, którzy pytają, czy piszę drugą książkę - zaczęłam! o tym myśleć ;) A to już bardzo dużo.
Oczywiste wydaje mi się, że opowiadanie jest oparte na mojej historii, jednak nie mam zamiaru pisać drugiej autobiografii, dlatego pewne elementy wymyśliłam dla dobra fabuły. Wymyślone elementy są naprawdę hardcore'owe.

W mailach do ów pana podpisywałam się po prostu "Asia", a odpowiadając zwracał się "pani Asiu". Natomiast kolejny mail zaczął od "pani Joanno", co mnie lekko zdziwiło, ale jeszcze nie zastanowiło. Stało się to dopiero, gdy doszłam do końca maila:
- "Czy mógłbym otrzymać próbkę Pani książki? Interesuje mnie styl i oczywiście to, co zostało przekazane czytelnikowi"
Dziwnie skręciło mnie w żołądku, ale nie dowierzając, że wszędzie mogę być kojarzona pomyślałam, że pewnie on tak tylko przypuszcza, że jakąś tam książkę napisałam, skoro piszę takie opowiadanie (serio nawet mnie się podoba).
Niby, że nic, niby, że nie wiem o co chodzi, odpisałam:
- "Próbkę mojej książki... Jakiej książki? :)"
- "Cóż... Żyjemy w globalnej wiosce... ;)"

Książkę wydałam ponad 2 lata temu i na spotkania autorskie jeżdżę od czasu do czasu. Nie promuję jej tak jak powinnam i nie jestem w każdej gazecie, ani lokalnej, ani ogólnopolskiej. Nie bywam w radiu, ani w telewizji. Nie pojawiam się na radomskich wydarzeniach. Instagrama nie znoszę.  Nawet na fejsie udzielam się w znikomych ilościach. Niby "się nie dzieje".
Dlatego absolutnie zadziwia mnie, że w nieoczekiwanych miejscach i sytuacjach wiadomo kim jestem.
To jest mega super, o to chodzi, gdy wydaje się książkę i prowadzi bloga, sens tego jest wtedy, gdy jest odzew, gdy istniejesz, widzą cię. Oczywiście, że nie zrobiłam tego po to, żeby książkę kupiło 15 osób i oddało na makulaturę. Bloga pod swoim nazwiskiem nie piszę jako pamiętnika, do którego nikt nie ma dostępu. Cieszę się ogromnie, że wszystko to dociera do ludzi, że mam swoich stałych czytelników, zwolenników i przeciwników - ci ostatni szczególnie są miarą sukcesu ;)
Ale doświadczyłam już, że nie zawsze chciałabym, by już na wstępie ktoś wiedział na co jestem chora, jak wyglądam i czym się zajmuję. Zwłaszcza, że tak, jak napisałam w książce - mam wciąż problem z tożsamością w różnych sytuacjach :) Zdarza się, że czuję się inaczej ze świadomością, że dla osoby po drugiej stronie słuchawki nie jestem standardowym penitentem.
Mamy w życiu do załatwienia takie sprawy lub musimy skontaktować się z takimi ludźmi lub po prostu chcemy zrobić coś pozostając incognito. Obywatelem jednym na 39 000 000.

Wymieniając uwagi co do opowiadania pan Marcin zapytał: "Czy jest pani gotowa na tę historię?" Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że on wie. Gdy zorientowałam się dlaczego tak napisał musiałam wyjaśnić, które elementy wymyśliłam, ponieważ bohaterka mojego opowiadania jest tak podobna do mnie, iż pan mógł sądzić, że nawet ten hardcore był moim udziałem...

Czasem po prostu jest to krępujące i wielokrotnie muszę się pilnować podejmując jakąkolwiek działalność w sieci, zwłaszcza, że kilkakrotnie zdarzały mi się sytuacje, gdy ktoś się pod kogoś podszywał próbując wyciągnąć ode mnie intymne informacje, nie mniej uwielbiam gdy, na przykład ktoś podchodzi do mnie w radomskiej Galerii Słonecznej mówiąc, że przeczytał książkę lub śledzi blog, albo, gdy w środku dnia dostaję telefon ze Szwecji od totalnie nieznajomej osoby z zaproszeniem na spotkanie autorskie :)

W Gdańsku siedziałam na plaży bez makijażu i szpilek i czułam totalny luz... jednak czegoś mi brakowało... ;)


Copyright © ACZkolwiek - kocham życie! , Blogger