niedziela, 18 grudnia 2016

Pierwsze spotkanie autorskie

...już za mną!
Było lepiej, niż się spodziewałam :)

Dowiedziałam się o nim na 4 dni przed i prawie do samego końca byłam spokojna, nie podniecała mnie myśl, że to będzie moje pierwsze tego rodzaju wystąpienie publiczne, tak (inter)aktywne. Dopiero gdy w sobotę o 23:00 zaczęłam ustalać z Kubą szczegóły dotyczące kupna kwiatów dla rodziców, podawania im ich, logistyki przyjścia po mnie i pójścia do DA zaczęły mi się pocić dłonie.
W niedzielę, podczas ubierania się, szykowania byłam już spięta jak plandeka na żuku.

Wystrojona czekałam na Kubę (pamiętacie wpis o asystencie? Teraz "asystent" jest bardziej przyjacielem, niż asystentem, bo w ogóle się mnie nie słucha), Kuba przyszedł (wystrojony) i biegliśmy przez nawałnicę, huragan i tornado (...w mojej głowie to wszystko - zapewniam - działo się realnie!) by wskoczyć w tłum równie wystrojonych, przemiłych ludzi.

Na miejscu przejęła mnie przyjaciółka, żeby poprawić włosy po prawdziwym deszczu i wietrze, w międzyczasie ktoś się ze mną witał, z drugiej strony ktoś mówił, że Magda (dziennikarka Radia Plus Radom) już na mnie czeka, podchodzili do mnie przyjaciele, których się nie spodziewałam i całkiem obcy ludzie, byłam tak bardzo ucieszona, przejęta i rozkojarzona, ale gdy wreszcie znalazłam się na scenie... Odetchnęłam.

W zasięgu wzroku miałam Najbliższych, nie potrafiłam przestać się uśmiechać, ktoś postawił mi mikrofon, Magda przywitała gości i mnie, rozbrzmiały pierwsze oklaski, usłyszałam pierwsze pytanie i popłynęłyśmy.

Nigdy nie brylowałam na spotkaniach rodzinnych, nigdy nie mogłam się odnaleźć w skupisku ludzi, nigdy nie potrafiłam wykrzesać z siebie odwagi, by się odezwać w szerszym gronie. Umiem i lubię rozmawiać w cztery oczy, blisko, twarzą w twarz.
Dlatego tak bardzo jestem zadziwiona samą sobą, aż do teraz.
Czułam się gospodarzem tego spotkania, wiedziałam, że ja je tworzę i tylko ode mnie zależy jak ludzie wypełniający salę po brzegi będą się tutaj, ze mną czuć.
Zachowywałam się tak naturalnie, jakbyśmy byli u mnie w domu i wszyscy znali się od moich narodzin.
Żartowałam, robiłam wkrętki, wołałam kogoś, raz się nawet publicznie i niezauważalnie wzruszyłam. Kontrolowałam kwiatki, dawałam znaki, patrzyłam na Kogoś porozumiewawczo i prawie bez przerwy byłam uśmiechnięta :)
Nawet swobodnie oddychałam, trzymałam głowę, przełykałam ślinę i gestykulowałam (nie próbujcie sobie tego wyobrażać).
 Zaskakiwały mnie wybuchy śmiechu i brawa.
Ale przede wszystkim naprawdę się tym cieszyłam.

Po zakończeniu głównej części wjechał tort ze zdjęciem mojej książki i większość przybyłych Gości zaczęła napływać na scenę z kwiatami, gratulacjami, przemiłymi słowami lub by zrobić sobie zdjęcie.
Niespodzianką było dla mnie wiele znajomych twarzy, których się absolutnie nie spodziewałam.
 Siedzieliśmy długo, po spotkaniu wypiliśmy ze znajomymi szampana.

Przez cały dzień miałam poczucie jakbym szykowała się do ślubu. Wszystko kręciło się wokół mnie, byłam ubierana, czesana, malowana, ktoś przyszedł pomóc pozanosić jedzenie i kwiaty na salę, chcieli mnie nawet zawieźć samochodem, ale uparłam się na spacer w deszczu.
Tylko Pana Młodego brakowało :)

Gdy patrzyłam na całą salę zgromadzoną tylko dla mnie dotarło do mnie, że warto było pisać tę książkę 2 lata.





* * *

Zapraszam wszystkich, którzy nie mogli być na poprzednim spotkaniu na drugi wieczór autorski 21-ego (środa) o godzinie 18:00 w Łaźni przy ulicy Żeromskiego 56.
Przy poczęstunku i fortepianie będzie nam się przyjemnie rozmawiało :)

Zapraszam również do kupna książki TUTAJ

Oraz do polubienia funpage'a książki ACZkolwiek - kocham życie! - Tam najświeższe informacje o spotkaniach, sprzedaży książki i innych. Można również obejrzeć galerię zdjęć z pierwszego (i kolejnych) spotkań :)
Gorąco zachęcam i proszę o dzielenie się tam swoimi opiniami dotyczącymi książki, spotkań, mnie i czym tylko chcecie :)

Będzie mi niezwykle miło! 

PS. KSIĄŻKA JUŻ STAŁA SIĘ BESTSELLEREM!!!
Copyright © ACZkolwiek - kocham życie! , Blogger