poniedziałek, 21 maja 2012

Las, melancholia i gniazd(k)a

Las, melancholia i gniazd(k)a
W dniu wczorajszym także, pojechałam z ośmioosobową grupką do Lasu Kapturskiego w moim mieście, chociaż ciężko to lasem nazwać, bo nawet jakbym bardzo chciała i byłabym bardzo zdolna to nie potrafiłabym się w nim zgubić.
Ale soczysta, majowa, otaczająca mnie zieleń była miłą odmianą od ciągłego widoku blokowiska.
Pierwszy raz od tracheo pojechałam na dłużej w otwartą przestrzeń, bez jakiegokolwiek gniazdka w zasięgu wzroku i nie chodzi mi o ptasie gniazda, bo tego akurat było pod dostatkiem.
Nie żeby gniazdko elektryczne było mi potrzebne do szczęścia, ale do poczucia bezpieczeństwa tak.
Mimo, że miło było poleżeć na trawce to miałam raczej sentymentalny, nie optymistyczny, nastrój i wiem już, że bez SWOJEGO towarzystwa nigdzie się więcej nie ruszę.

 Psychodela w lesie






poniedziałek, 21 maja 2012

Mój mały-wielki sukces

Ogłaszam wszem i wobec, że wczoraj wytrzymałam na swoim oddechu godzinę!!! 1h!!! Równe 60 minut oddychania bez respiratora!!!

Tzn. nie "wytrzymałam" tylko oddychałam sama przez godzinę, bo to nie było tak, że już się zaczynałam dusić, nie miałam siły i było mi za ciężko. Oddychałabym jeszcze dłużej, ale już mi się nie chciało.
Jednak, jakby nie było, 1,5 roku biernego wspomagania oddechu przez respi rozleniwiło mnie i nie zawsze chce mi się wkładać siłę w oddychanie, a tym bardziej myśleć o nim.
Bo żeby oddychać to muszę myśleć o oddychaniu. Tak, tak, już chyba w szpitalu zanikł mi automatyczny oddech, o którym Wy - i ja kiedyś - w ogóle nie myślimy. Tzn. teraz to ja już myślę.
Kiedyś byłam odpięta od rury i zamyśliłam się. Przez ułamek sekundy zastanawiałam się dlaczego respirator nie pompuje mi powietrza i nawet zdążyłam się wystraszyć, że się popsuł, gdy wreszcie uświadomiłam sobie, że jestem na swoim oddechu i wciągnęłam powietrze.
Po prostu zapomniałam oddychać, cóż - zdarza się :). Wam nie??
Ale miałam też raz sytuację odwrotną.
Tata posadził mnie na wózek, a ja od razu wyjechałam z pokoju i zapomniałam, że przecież od 1,5 roku jeżdżę z respiratorem. Oddychałam nieświadomie sama i przypomniałam sobie o przyjacielu  dopiero wtedy, gdy poczułam uderzenie stawianego z tyłu na wózku Karata.
Fakt, że zapomniałam, że potrzebuję wspomagania i poczułam się jak przed tracheo bardzo mnie ucieszył :)

Ale tak naprawdę jakoś nadmiernie nie podnieca mnie myśl, że wczoraj pobiłam rekord 15-stu minut do godziny samodzielnego oddychania. Nie wydaje mi się żeby to było początkiem kolejnego przełomu w moim życiu. Cieszyłabym się gdybym mogła całkowicie pozbyć się tego złomu.
No ale przynajmniej teraz będę spokojniejsza, że w razie awarii sprzętu dam radę dojechać do szpitala bez uduszenia się :D.

sobota, 12 maja 2012

Wystarczy rozmowa

Niektórzy z Was widzieli na facebooku mój wpis, smutny..
Wtedy pomogli mi ludzie komentujący go, a w przyszłości mam nadzieję, że choć w jakimś stopniu poniższy tekst poprawi humor i doda sił do walki mnie i Wam.

 "Obiecaj mi, że nie pozwolisz, by świat zabił w Tobie marzenia. Proszę, obiecaj... Spotkasz ludzi, którzy wyśmieją cię, zadrwią z każdej twojej myśli, będą ci mówić, że jesteś głupi, że dla takich jak ty nie ma miejsca. Nie wierz im. Oni w głębi duszy nadal marzą, tylko się boją. Ty trzymaj się swoich chmur, nie bój się. Marzenia się spełnią. Obiecaj mi, że będziesz wytrwały. Wiem, że będzie ci ciężko, wiele razy upadniesz, niekiedy nawet bardzo boleśnie. Trzeba będzie czasu, by rany się zagoiły, ale zobaczysz - zagoją się. Pewnego dnia życie zburzy twe plany, zawali się coś, co tak długo budowałeś. Wydawać ci się będzie, że to koniec, że nie dasz rady. Siądź wtedy i płacz, a potem podnieś głowę i wstań. Zobaczysz, że to jeszcze nie koniec. Zaczniesz od nowa. Obiecaj mi, że będziesz szukać. Bo przyjdzie taki dzień, kiedy będziesz czuł się najsamotniejszym człowiekiem na ziemi, gdy nikt nie zrozumie. I zgasną wszystkie światła, stanie się noc. Popatrz wtedy w niebo, przeczekaj tę noc patrząc w gwiazdy. A potem wyjdź na ulicę i poszukaj. Zawsze jest ktoś, komu trzeba pomóc, kogo tylko ty możesz odszukać, bo wiesz, co to prawdziwa samotność. Obiecaj mi, że nigdy nie będziesz egoistą. I gdy pewnego ranka obudzisz się, a jedynym twoim pragnieniem będzie, by nie wstać, już nigdy nie wstać, leż, ile chcesz, ale o dwunastej wstań, by podlać kwiaty, bo bez ciebie zginą. Obiecaj mi, że zawsze będziesz kochać. A gdy przyjdzie taki dzień, kiedy świat się zawali, bo ktoś odejdzie z twego życia, pozwól mu odejść. Bez płaczu, bez niepotrzebnych słów. Spokojnie dopij kawę i oddaj ten czas komuś, dla kogo było ci go do tej pory szkoda. Pozwól, by inni zaznali twej miłości. Obiecaj mi, że zawsze będziesz sobą. A będą cię chcieli zmieniać w imię miłości, przyjaźni, rozsądku... Nie pozwól. Wiesz przecież... że twoje serce wie jak żyć. Obiecaj sobie to wszystko i idź. Żyj..."


Chociaż nic nie zastąpi rozmowy z człowiekiem.

sobota, 5 maja 2012

Wakacyjna znajomość

Wakacyjna znajomość
Ostatnio ciepłe dni bardzo sprzyjały opalaniu.
W Cerekwi u cioci i wujka dochodziło do 57 stopni!
Leżałam więc na tarasie, rozgogolona jak tylko się dało i przez 2-3 godziny męczyłam się na słońcu. Jestem nieźle spalona, ramiona i uda pieką, ale cieszę się, że wreszcie moja skóra nie jest biała.
Nienawidzę leżeć bezczynnie plackiem i to jeszcze w taki upał dłużej niż 15 min., ale czego się nie robi dla urody :).
Największą ulgę i frajdę przynosiło mi spryskiwanie wężem do roślin. Chwilami czułam się jakbym była nad morzem i cieszyłam się naprawdę jak dziecko :D.

Majówka udana, ale nie obyło się bez stresów. I co najlepsze - nie z powodu rury ;).

Obiecałam sobie, że nie będę wracała do wydarzeń sprzed czasu bloga, ale to, co się wydarzyło w ten weekend majowy wiąże się z ubiegłym rokiem.

W sierpniu tamtego roku (tuż przed narodzeniem bloga) byłam na wakacjach u braci w Cerekwi.
Moja rodzinka ma tam sąsiadów, których córka wyszła za mąż za Szkota. Mieszkają w Dubaiu.
Któregoś wieczoru mieli przyjść się pożegnać przed odlotem.
Osobiście owych sąsiadów nigdy nie lubiłam, ponieważ odkąd się poznaliśmy na jakiejś imprezie to traktowali mnie jak powietrze, mniejsza z tym.
Ucieszyłam się jednak na wieść o przybyciu anglojęzycznego człowieka w moje okolice :). Nigdy nie miałam ŻYWEGO kontaktu z native speakerem, więc to była okazja, abym wypróbowała swoich sił w żywej rozmowie.
Wiedziałam, że David jest rozwodnikiem, że ma ok. 50 lat, że jest albo anglikaninem albo w ogóle niewierzącym i że jest bardzo, BARDZO bogaty. Wprawiało mnie to w lekkie zakłopotanie, bo sądziłam, że skoro rodzina, do której wszedł - "normalna, polska rodzina" - tak mnie traktuje, to tym bardziej "ZIMNY ANGLIK", do tego bogaty i raczej nie związany z Bogiem będzie patrzył na mnie jak na dziwoląga.
Na szczęście to było przeszło pół roku od tracheotomii, tak więc jeszcze miałam w sobie pozostałości nienormalności po dwu dobowym niedotlenieniu w postaci nadmiernej odwagi ;).
To pozwoliło mi zebrać się w sobie i wyjść z domu do altanki gdzie siedział Szkot z moją rodziną.

Poszłam tam jednak dopiero wtedy, gdy jego teściowa, żona i dwójka małych dzieci poszli do domu. Został sam David z teściem.

Wujek (mówi w podobnym stopniu po angielsku co ja) przedstawił mnie, powiedział, że "Asia chciała Cię poznać, porozmawiać z Tobą i podszkolić język".
Przywitaliśmy się i od tej chwili David prawie cały czas patrzył na mnie. Patrzył - jak można się domyślić - serdecznie, ciepło, przyjaźnie...
Długo nic nie mówiliśmy do siebie, ja byłam zestresowana, on nie chciał mnie peszyć.
W końcu się odezwałam, zapytałam o to, o tamto, od razu mi odpowiadał, jakby tylko czekał na to, aż zacznę.
Z mówieniem szło mi lepiej niż ze zrozumieniem go. Szkoci mają zupełnie inny akcent niż Anglicy, David mówił szybko i miałam wrażenie (wujek też), że nie wyraźnie. Musiałam kilka razy prosić go żeby powtórzył, mówił wolniej.
Grunt, że się dogadywaliśmy.
Ale - co się później okazało - nie sprawdzian angielskiego był dla mnie istotny.

Ta ogromna empatia Szkota wprawiała mnie w zakłopotanie i zachwyt.
Był wieczór, wiał silny wiatr, ja ubrana w krótkie spodenki po całodniowym opalaniu - siłą rzeczy marzłam.
David wstał, przysunął wózek tak, żeby wszystkie koła znalazły się za progiem altanki - w ten sposób stałam tuż przy nim.
Trzymał mnie za rękę, co chwilę powtarzał "you're cold", grzał mi ręce, sam okrywał kocem przyniesionym przez ciocię, odgarniał włosy z twarzy targane przez wiatr.
Mówił "beautiful", "brave", rozmawiał o mnie z wujkiem.
Czułam się niesamowicie...
Podczas całej rozmowy kilkanaście razy powtarzał mi żebym napisała do niego maila. Gdy się żegnaliśmy pocałował mnie i kazał mi obiecać, że napiszę.

Może to głupie, ale pół nocy nie mogłam zasnąć. Byłam pod ogromnym wrażeniem i strasznie było mi smutno, że może już nigdy go nie zobaczę.
Za bardzo przywiązuję się do ludzi.

W ten weekend majowy, jak tylko przyjechałam do Cerekwi, pierwsza informacja jaką usłyszałam brzmiała: "Asia, David jest w Polsce i chce się z Tobą spotkać".
Pomyślałam sobie, "no dobra, chce się spotkać, może kiedyś tam się zobaczymy".
Następnego dnia, wieczorem, wujek wrócił od sąsiadów i oznajmił mi, że David jutro do mnie przyjdzie.
Powiedział wujkowi, że chce pojechać do Asi do Radamia, a gdy wujek zdradził, że jestem u nich, to David zdecydował, że jutro się zjawi.
Oczywiście rozbolał mnie brzuch i przez cały następny dzień dopóki David nie przyszedł miałam mokre dłonie.

Tym razem poznałam już całą jego rodzinę, przyszli wszyscy. David oczywiście bardzo miło się ze mną przywitał (reszta też, o dziwo), chciałam zaaranżować sytuację tak, żeby mama przy mnie siedziała, ale gdy poszła na chwilę przynieść talerze, David od razu przesiadł się na mamy miejsce i już tak do końca siedział przy mnie :).

Trochę porozmawialiśmy, ja z wujkiem w ogóle staraliśmy się rozmawiać ze sobą jak najwięcej po angielsku, żeby towarzyszyć Davidowi, żeby mógł nas rozumieć.
Gdy rozmawiałam z Davidem to jednocześnie tłumaczyłam siedzącemu obok bratu o czym mówimy, CZUŁAM SIĘ JAK TŁUMACZ CO NAJMNIEJ PREZYDENCKI :D:D:D !!!

David znowu prosił żebym pisała do niego.
Myślę, że już zawiązaliśmy stałą znajomość.
Mam nadzieję.




Może trochę przydługa notka, może niektórych przymuli, ale to i tak nie wszystko co mam do powiedzenia na temat Szkota.



 Wklejam jeszcze zdjęcie z majówki
 
Copyright © ACZkolwiek - kocham życie! , Blogger