Pomijając różnorodność tematów, na które można pisać: społeczne, polityczne, religijne, czy kulturalne, bo przecież w świecie tyle się dzieje ciekawych rzeczy, dziennikarze leją wodę w każdym źródle mediów, to nawet życie każdego człowieka nadaje się na książki, powieści, opowieści, eseje, poematy, albo chociaż nowele. Każdego coś cieszy, coś smuci, coś denerwuje, coś raduje, boli, zastanawia, śmieszy, rani, irytuje, dotyka, wprawia w dumę.
A ja mimo to nie wiem, o czym pisać. Może nie wiem dlatego, że nie umiem. Może nie umiem, bo nie chcę?
Zakładając blog chciałam, żeby przeżył dłużej, niż obietnice polityków i nadal mam nadzieję, że będzie trwał. Tylko, że dopiero niedawno zorientowałam się, że zakładając blog nietematyczny, czyli o temacie "zwykłe życie" trzeba pisać o sobie.
Nie jestem mamą chorego dziecka, nie jestem chorą żoną zdrowego mężczyzny, nie jestem dziennikarką, pisarką, piosenkarką, misjonarką, ani pracownicą polskiej służby zdrowia.
Co więcej, nawet nie jestem godną współczucia malkontentką.
Nie mam o czym pisać.
No, przynajmniej czytając posty ludzi, którzy wiedzą, co robią na tym świecie dochodzę do takiego wniosku.
W obliczu prawdziwego życia niektórych z tych osób nie śmiem pisać o swoich wątpliwej wielkości przeżyciach, czy przemyśleniach.
Choć wiem, że to, co dla mnie ważne dla innych może być zupełnie nieistotne.
I odwrotnie.