poniedziałek, 21 maja 2012

Mój mały-wielki sukces

Ogłaszam wszem i wobec, że wczoraj wytrzymałam na swoim oddechu godzinę!!! 1h!!! Równe 60 minut oddychania bez respiratora!!!

Tzn. nie "wytrzymałam" tylko oddychałam sama przez godzinę, bo to nie było tak, że już się zaczynałam dusić, nie miałam siły i było mi za ciężko. Oddychałabym jeszcze dłużej, ale już mi się nie chciało.
Jednak, jakby nie było, 1,5 roku biernego wspomagania oddechu przez respi rozleniwiło mnie i nie zawsze chce mi się wkładać siłę w oddychanie, a tym bardziej myśleć o nim.
Bo żeby oddychać to muszę myśleć o oddychaniu. Tak, tak, już chyba w szpitalu zanikł mi automatyczny oddech, o którym Wy - i ja kiedyś - w ogóle nie myślimy. Tzn. teraz to ja już myślę.
Kiedyś byłam odpięta od rury i zamyśliłam się. Przez ułamek sekundy zastanawiałam się dlaczego respirator nie pompuje mi powietrza i nawet zdążyłam się wystraszyć, że się popsuł, gdy wreszcie uświadomiłam sobie, że jestem na swoim oddechu i wciągnęłam powietrze.
Po prostu zapomniałam oddychać, cóż - zdarza się :). Wam nie??
Ale miałam też raz sytuację odwrotną.
Tata posadził mnie na wózek, a ja od razu wyjechałam z pokoju i zapomniałam, że przecież od 1,5 roku jeżdżę z respiratorem. Oddychałam nieświadomie sama i przypomniałam sobie o przyjacielu  dopiero wtedy, gdy poczułam uderzenie stawianego z tyłu na wózku Karata.
Fakt, że zapomniałam, że potrzebuję wspomagania i poczułam się jak przed tracheo bardzo mnie ucieszył :)

Ale tak naprawdę jakoś nadmiernie nie podnieca mnie myśl, że wczoraj pobiłam rekord 15-stu minut do godziny samodzielnego oddychania. Nie wydaje mi się żeby to było początkiem kolejnego przełomu w moim życiu. Cieszyłabym się gdybym mogła całkowicie pozbyć się tego złomu.
No ale przynajmniej teraz będę spokojniejsza, że w razie awarii sprzętu dam radę dojechać do szpitala bez uduszenia się :D.
Copyright © ACZkolwiek - kocham życie! , Blogger