niedziela, 18 października 2020

Muzyka jest radością, tęsknotą, namiętnością.

Nie zachowam chronologii wydarzeń ostatnich 2 tygodni, ale muszę na świeżo opisać wspaniały koncert, z którego wczoraj wróciłam!
12 tenorów & Diva, to może się wydawać, klasyka, sztywność i powabna atmosfera. Też tak trochę myślałam, ale moja ciekawska natura każe mi spróbować wszystkiego, czego nie znam (no dobra, amfę może sobie daruję), więc poszłam i się zawiodłam!
Koncert nie nosił żadnej z wymienionych cech. Gdy na scenę wyszło 12 chłopa i zaryczało barytonem, to włosy stanęły dęba. Wszędzie. Natomiast podczas śpiewania Allelujah autentycznie rozpływałam neurony, gdy do głowy dochodził ciepły, niski i czysty jak dłonie w czasie Covidu męski głos. Wszystkie partytury, utwory jazzowe, musicalowe i popowe nie były po prostu odegrane i odśpiewane, ale panowie wraz z piękną Divą urządzili na scenie spektakl. Wesołe przepychanki, miny, wzajemny szacunek, spontaniczne dogadywanie i dbałość chłopaków jeden o drugiego sprawiały, że nie tylko moje uszy się cieszyły, ale nie mogłam oderwać od nich wzroku. Całe półtorej godziny, to salwy śmiechu, taktu i podziwu. Doskonały pan dyrygent Woytek Mrozek urozmaicał utwory zabawnymi anegdotami i żartami sytuacyjnymi, ale największą furorę zrobił Aleksander Kruczek, chłopak z kucykiem, najweselszy i najbardziej uroczy wariat tej grupy :) W czasie znakomitej solówki na klarnecie został wypchnięty przez kolegów zza kurtyny i wywijał piruety, chodził na rękach i robił na nich niesamowite obroty.
Najważniejsze jest to, że cały świetny koncert to nie była parodia, to nie była groteska. To był totalny spontan i naturalność występujących.

Jednak po zakończeniu dla mnie nie było końca. :) Jak to ja - najbardziej z całego wieczoru ucieszyłam się z poznania tych cudownych ludzi :)
Ze względu na sytuację epidemiczną tenorzy nie wychodzili do ludzi, ale...poproszeni wyszli do mnie tłumnie i to z jaką kulturą!
Diva Agata Sawa w oszałamiającej sukni podeszła powoli i cichym, delikatnym głosem, zupełnie innym, niż ta potęga na scenie zapytała "Jak ma pani na imię? Bardzo miło mi panią poznać, pani Asiu, ja jestem Agata" . W jej zachowaniu można było dostrzec takt i szacunek.
Natomiast Wariat Aleksander, gdy na siebie wpadliśmy na korytarzu (przez cały koncert przykuwał moją uwagę, a później, spośród całej Dwunastki, to właśnie z nim się spotkałam przez zupełny przypadek) od razu wołał: "Chłopaki, chodźcie!". Podczas schodzenia się wszystkich i cykania zdjęć prowadził ze mną wesołą rozmowę, której puentą było:
- Asiu, wrzuć zdjęcie na Facebooka i oznacz nas.
- Ok, ale nie zapamiętam waszych nazwisk...
- To poczekaj, ja ci zaraz podam

Niestety nie było już na to czasu, ale z wszystkimi eleganckimi panami kłanialiśmy się sobie i wymienialiśmy uprzejmości.
Jestem zachwycona ich talentem i postawą.
Na ich koncert śmiało może iść każdy, nie tylko wytrawny meloman, by świetnie się bawić.
Ja miałam doskonały wieczór mimo wiadomości o 3000 zakażeń dziennie :P

Wracając do domu, gdy znalazłam się na moim osiedlu chciałam pójść na skróty skręcając w boczną ciemną uliczkę.
Mama wesoło naśladując głos z jakiegoś filmu:
- Tak po ciemaku? A jak nas ktoś napadnie?
- I zgwałci?
- No? Na przykład? To co będzie?
- Kontynuacja rozrywki.

KURTYNA!



Copyright © ACZkolwiek - kocham życie! , Blogger