poniedziałek, 12 grudnia 2011

Są takie dni...



...gdy nie chce mi się nic.



Chyba nie umiem za bardzo pisać o takich stanach emocjonalnych, najłatwiej mi się pisze pod wpływem radosnych przeżyć, ale nie zawsze tak można...
Od kilku miesięcy jestem rozchwiana. Raz mam strasznego doła, za 5 minut się uśmiecham, nawet śmieję gdy ktoś przyjdzie, coś powie, wymusi uśmiech...
Te huśtawki bardzo mnie męczą, ale najbardziej drażni mnie to, że coraz częściej mam mokre oczy. Jedno łączy się z drugim i czara się przelewa. Sama jestem na siebie zła, bo nie zawsze są to powody do płaczu.
Ale nigdy to nie jest jeden powód.
Wszystko wiąże się ze sobą.
Nie znalazłam jeszcze antidotum na poprawę humoru. (alkohol pomaga na krótko)
Idą święta i ciekawa jestem jak je przeżyję...
A co Wy robicie gdy jest Wam smutno i źle?

Ostatnio też często się wzruszam. Gdy czytam jakiegoś świętego/świętą, np. JPII lub Św. Tereskę od Dz. Jezus.
Z tego akurat się cieszę, bo to znaczy, że uwrażliwiłam się na tego typu rzeczy.
Kiedyś tak nie było.
Ale też jest to nieco męczące, zwłaszcza gdy wzruszam się pod wpływem smutku...

P.S. Jedyna przyjemność spotkała mnie w sobotę. Rozmawiałam przez telefon z Verane - 15-letnią dziewczyną z Kamerunu. Jest moją przyjaciółką - chyba mogę już tak powiedzieć.
SMSujemy od czerwca br. (in English).
W sobotę usłyszałam jej głos po raz pierwszy. Byłam oczywiście zachwycona i szczęśliwa, a wieczorem znów nie było fajnie...
Copyright © ACZkolwiek - kocham życie! , Blogger