sobota, 5 maja 2018

Ogranicz myśli ograniczające

Wybrałam się na duży targ do miejscowości oddalonej 30km od mojego miasta. Nie na żaden event. Nie na żadne wydarzenie motywacyjne. Po prostu chciałyśmy z koleżanką wyluzować i tak zwyczajnie jak każdy zrobić zakupy wśród tłumów, kurzu i brudu. Potem dla odmiany była w planie jakaś restauracja, spacer i generalnie przyjemny dzień w promieniach majowego słońca.

Na placu targowym był tak duży ruch, że musiałyśmy zaparkować samochody jakiś kilometr dalej i przemaszerować do punktu docelowego. Pogoda piękna, szorty, bluzeczki na ramiączkach, my wesołe razem, lato jest nasze!
Oglądałam ciuchy, rozmawiałam ze sprzedawcami, opalałam się i rozmyślałam, czy na obiad zamówić kaczkę w sosie różano-winnym, czy krem ze szparagów i rukwi wodnej.

W momencie, gdy właśnie podejmowałam decyzję o bezie Pavlova zaczął piszczeć respirator.
Spokojnie, spokojnie, przecież mamy zewnętrzne baterie. Jeszcze chwila, skończymy tylko rozkminiać z miłą panią o rozmiarze spodenek i podepniemy baterie.
Wciąż stałam w samym środku rozgardiaszu i zamieszania. Słońce okrutnie prażyło, byłyśmy z mamą zmęczone upałem.
Mama kucnęła przy straganie, podpięła akumulatorki. Hm, respi wciąż piszczy. Odpięła, przypina jeszcze raz, piszczy. Kolejna próba - nadal słyszę piszczenie respiratora.

Zrobiło się gorąco, nie tylko na zewnątrz. Baterie po prostu nie działały, a za parę minut respirator się wyłączy. Gonitwa myśli - zasilacz jest w samochodzie, ale samochód spory kawałek stąd, a nawet jeśli już go zdobędziemy, to gdzie tu się podłączyć?
Nasze krzyki usłyszał sprzedawca obok i zawołał: "prąd jest za toaletami!" 
Mama pobiegła do samochodu, ja z mamą Karoliny w stronę toalet.

Po drodze wskazówki:
- "jak już respirator się wyłączy to odepnij rurkę, Asia wtedy będzie mogła oddychać sama", 
- " Ale mama nie pokazała jak, a ja nie wytłumaczę, nie odepniemy"
- "Ale to nic, nie trzeba, i tak będę mogła oddychać. Tylko nie będę mogła mówić"

Zanim mama pobiegła po samochód i przyjechała wyczaiłyśmy te toalety, a przy nich korpulentnego pana, którego, zdyszane zapytałyśmy, czy możemy się podłączyć.
- " Dla was prąd się znajdzie!"

Mama dotarła z zasilaczem na 4% przed wyłączeniem się mojego wiernego Karata.

Siedziałyśmy w śmierdzącej toalecie słuchając "kurw" panów odpoczywających w cieniu (Przestań! Mówiłem ci, żebyś nie przeklinał! Panie tu siedzą! Nie możesz się powstrzymać?!)
i czy moje marzenia o normalnym życiu się skończyły?
Czy przez to, że najadłam się tyle strachu, ja i mama, mam zamiar siedzieć w domu i nie ryzykować?

Czy to ktoś lub coś ma nam wyznaczać granice?
Nie, to my, tylko my musimy i powinniśmy je wyznaczać, żeby żyć na tyle, ile w naszym indywidualnym życiu jest to możliwe. 
Czy życie nie jest za krótkie, by pilnować się na każdym kroku? 
Bo jemu to nie będzie odpowiadało, bo jej tamto... 
Jeżeli komuś mój byt jest nie w smak, nie musi w nim uczestniczyć. Zdecydowanie wolę mieć przy sobie 2 osoby pozbawione hamulca, reguł i ogólnie przyjętych wartości moralnych, niż stado baranów z kijem w dupie... A prawda jest taka, że każdy z tych baranów gdzieś w głębi serca chciałby przebić się przez mur tego umiaru, "dobrego smaku".  
Przekraczanie wszelkich granic nie zostawia już miejsca dla niskiej samooceny. 

Żyj dziewczyno, zrzuć bluzkę i idź śpiewać w deszczu! 😊
Copyright © ACZkolwiek - kocham życie! , Blogger