środa, 16 września 2015

(niestety) Nieznajomy

Stoję jak kretynka przed placem zabaw i patrzę na Daniela, gdy nagle przechodzi CHŁOPAK.
- Cześć, Asia!
- Cześć.
- Hej.

Odpowiedziałam udając wolność i swobodę mimo, że nie miałam pojęcia do kogo mówię, ponieważ ów chłopak przechodził za mną, zanim bym się odwróciła, dawno by przeszedł.

Jednak kolega (być może mojego brata) ewidentnie chciał, żebym na niego spojrzała, szedł powoli, odwracał się, czekając. Gdy wreszcie zdecydowałam się na ten desperacki czyn i sprawdzenie co za typ zna moje imię - pomachał mi z uśmiechem pod tytułem "To ja" i odszedł w nieznaną dal.

Do tej pory nie wiem, kim był.

A przecież mogłam zawołać, zapytać, poznać imię chociaż.

Czy nigdy nie minie mi nieśmiałość...?
Czasami to takie denerwujące.

I frustrujące, gdy przez najbliższe godziny będę się bezowocnie zastanawiać, co to za CHŁOPAK.

czwartek, 10 września 2015

Być Przyjacielem

Od jakiegoś czasu noszę się z zamiarem wplatania w reportaże z wydarzeń swoich osobistych przemyśleń na jakiś temat.
Ponieważ niewiele myślę, to nie wiem, jak to wyjdzie na dłuższą metę, ale akurat dzisiaj mam okazję.
* * *

"Im więcej będziesz pra­cował, służył, poświęcał się, im bar­dziej będziesz sta­rał się żyć uczci­wie - tym łat­wiej os­karżą cię, żeś cudzołożnik, oszust, kłam­ca, cham i bez­czel­ny, a przy­naj­mniej nie całkiem nor­malny al­bo dziwak.

Czy z te­go wy­nika, że masz re­zyg­no­wać z ta­kiego postępo­wania? Nie, bo byłbyś po­dob­ny do fa­ryzeu­szy, którzy wszys­tko czy­nią, aby być widziani przez ludzi. Tyl­ko wiedz, że tak jest. Załóż to so­bie od sa­mego początku, żebyś się po­tem nie zdzi­wił. Na po­ciechę po­wiem ci, że zaw­sze się znaj­dzie ja­kaś Mag­da­lena, ja­kiś Jan, który cię zo­baczy w praw­dzie i zachwy­ci się tobą. Ale to już tyl­ko na po­ciechę, żebyś się nie załamał.
"
- Mieczysław Maliński

"Mądry człowiek poszu­kuje po­mocy pomagając."
- Terry Goodkind

"My nie ty­le pot­rze­buje­my po­mocy przy­jaciół co wiary, że taką po­moc możemy uzyskać."
- Eikur

Z doświadczonej pomocy mnie i przeze mnie udzielanej wnioskuję, że pomoc to jest niekontrolowany odruch serca.
Albo chcę, albo nie chcę jej udzielić.
Jeżeli nie chcę - nikt mnie nie zmusi, żebym to zrobiła. Jeżeli zmusi - to już nie jest pomoc, tylko przymus.
Jeżeli chcę - sama wybieram komu, kiedy, jak i na ile. Jeżeli wybieram - to jest wyłącznie moja sprawa i mam prawo oczekiwać, jak moja pomoc zostanie wykorzystana, ale chyba tylko w wypadku pomocy finansowej.
W innym wypadku nie mam prawa oczekiwać, bo jak wykorzystana zostanie moja pomoc, to sprawa wyłącznie otrzymującego pomoc.

Oczywiście cudownie byłoby, żeby wszyscy myśleli tak, jak ja, wykorzystali mój odruch serca w najlepszy możliwy sposób i byli dozgonnie wdzięczni.

Jeżeli dam bezdomnemu pieniądze na jedzenie wierząc, w swej naiwnej dobroci, że jest głodny, a on wyda je na wódkę... cóż, to on będzie głodny, to on będzie się niszczył, to jemu pozostanie na sumieniu poczucie winy (albo przynajmniej niepewność, że następnym razem nie uda mu się mnie oszukać). Mnie pozostanie dobry uczynek na koncie i spokojne sumienie.

Gdy komuś pomagam, pomagam głównie sobie i mimo, że chciałabym, aby moja pomoc była dobrze wykorzystana, to jest to rzecz drugorzędna, najbardziej liczy się dla mnie moja dobra wola, ja mam zaliczone punkty, mi się robi dobrze.

Gdyby nawet mi przyszło do głowy wypominanie komukolwiek, nie mówiąc o przyjacielu, swojej pomocy, to po fakcie spaliłabym się ze wstydu.

Mam kilku przyjaciół, najczęściej nie mają zielonego pojęcia, że kiedyś, w jakiś sposób mi pomagają, robią to bezwiednie, po prostu będąc ze mną, będąc takimi, jakimi są, jakimi ich cenię.

Jeden z nich powiedział mi jakiś czas temu: "To po co ja Ci pomagałem? Ze swoim czasem możesz robić co zechcesz, możesz go marnować, ale mój mogłabyś już bardziej szanować".
Jego pomoc nie poszła na marne, tylko potrzebuje czasu. Tym bardziej zrobiło mi się przykro i czułam trzask na twarzy z otwartej dłoni.

Dalej się już nie odezwałam, bo jak?

"Chciałem Ci pomóc a ty się fochasz. Jeśli nie widzisz różnicy między pomocą a marnotrawieniem czasu to trudno"

No... nie widzę, bo dla mnie JAKAKOLWIEK pomoc, to nie marnotrawienie czasu...
Trudno.
 * * *

Zatem, jeśli bezwarunkowo pomagają mi prawdziwi przyjaciele, rodzina, znajomi, których znam, z którymi się widuję, mogę porozmawiać, odwdzięczyć się jakąś pomocą, to tym bardziej dziękuję Wam - czytelnikom blogu, których w ogromnej większości nigdy nie spotkam, których nie znam nawet z imienia, którzy niczego ode mnie nie oczekują dając mi w niekontrolowanym odruchu serca swoją pomoc na https://zrzutka.pl/zabieg-korekcji-wzroku-ypy4v7

Bo Przyjaciel po prostu pomaga.

środa, 2 września 2015

Bajeczne Pojezierze

Bajeczne Pojezierze
Zaczęłam wakacje w górach, skończyłam na Mazurach.
A właściwie na pojezierzu suwalsko-augustowskim, jak mnie z nie ukrywanym wyrzutem poinformowano, gdy tylko otworzyły się drzwi samochodu u celu podróży.

Po przeczytaniu mojego wpisu na FB, że wyruszam na Mazury, przyjaciele, którzy mnie na owych - rzekomych - Mazurach gościli, z serdecznym oburzeniem stwierdzili, iż muszą mnie zreformować, a wyników reformacji, tj. wyjaśnienia publicznego oczekują na blogu.

Zatem wszem i wobec informuję i objaśniam: Spędziłam beztroski tydzień z dumnymi Pojezierzanin... z ludźmi z Pojezierza Suwalsko-Augustowskiego!

Bo ludzie z Pojezierza są dumni z faktu, że są z Pojezierza, a nie z Mazur.
Jaka jest różnica? Nigdy tej mądrości nie zdoła posiąść mój mózg. Mogę się tylko domyślać, że taka, jak między radomskim i kieleckim - wyłącznie terytorialna, bo ograniczenia umysłowe te same.

Do rzeczy.

Nie ma żadnej konkretnej rzeczy.
Wyszłam z samochodu i zobaczyłam zieleń.
Zieleń.
Zieleń.
Zieleń.
I zieleń.
Lasy dookoła domku, w którym mieszkałam.
Od razu powitała mnie białoruska sieć telefonii komórkowej i zostałam natychmiast odcięta od Internetu.
Spacerowałam, opalałam się, słuchałam ptaków, obserwowałam deszcz spadających gwiazd, którego nie udało mi się zaobserwować, bo akurat tej i następnej nocy nie chciały spadać, tak, jak to zwykle w tym czasie i w tym miejscu - zero latarni, bloków, chmur i wszelkiego innego, przeszkadzającego, miastowego badziewia.

Cisza.

Pojechałam do Mikaszówki "A może by tak do Mikaszówki...?" - Jan Paweł II
Która jest oddalona od Rudawki jakieś 10km.

Ksiądz, który został mi przedstawiony, po obejrzeniu moich kolczyków, rudych włosów i tatuaży powiedział jedno zdanie: "Asia, jakbyś była zdrowa, to byś bez przerwy zmieniała chłopaków, byłaby Sodoma i Gomora".
Jedno zdanie potrafi zbliżyć ludzi. Bardzo się polubiliśmy, a ja od owej wiekopomnej chwili zostałam naznaczona przydomkiem "Sodoma i Gomora".

- "Tak na mnie wołają! Ludzie spoza tego miasta - pewnie oni rację mają!"

Jeździłam po pięknym Augustowie - w tamtym roku chyba został odznaczony jako jedno z najpiękniejszych polskich miast.
Odznaczenie słuszne.
Zjadłam obiad w słynnej restauracji ALBATROS, mimo, że nawet nie jestem podobna do pięknej Beaty.
 
Płynęłam gondolą, która okazała się Czaplą.
Poważnie, zobaczyłam nazwę gondoli dopiero, gdy do niej wsiadłam, a raczej wniosło mnie trzech muskularnych marynarzy.
Przez półtorej godziny płynęłam po Kanale Augustowskim, od czasu do czasu z siłą bujana przez fale, wypatrywałam afrykańskich krokodyli w zaroślach zaułku, do których Gondola miała dostęp, w przeciwieństwie do statków, zamykałam oczy, czułam słońce i wiatr na twarzy, włosy fruwały na opartej, odchylonej głowie...
Muszę skończyć, bo odpływam.

Któregoś dnia wybraliśmy się spacerem na granicę.
Byłam tam 15 lat temu. Wspomnienia odżyły, choć wszystko się tam zmieniło. Zagospodarowane, pozamykane, postawione flagi, maszty, kostka brukowa i obserwująca nas ochrona.
Po okazaniu dokumentów wpuścili nas za bramę.
Wstąpiłam na Białoruś.
Wracając znów poznałam kolejne miejsce, drogę, szlak, jezioro, strumyk, bicze wodne... które w każdym razie powinny tu być, ale już ich nie ma, teraz kanał zamknięty, wstęp wzbroniony.
Tak mało mam wspomnień, nie pamiętałam kompletnie domu, podwórka, okolicy... Ale przynajmniej tych kilka miejsc pamięć zdołała odświeżyć.

Co wieczór, po całym upalnym dniu oglądałyśmy we cztery kobiety filmy bollywoodzkie i nie tylko.

Pani Helenka, na którą wszyscy mówili "babcia" gotowała specjalnie pode mnie, i nawet zupy, których nie lubię, ona robiła tak, że się zajadałam. Ciocia-przyjaciółka wmuszała we mnie kompot z mirabelek wiedząc, że za mało piję.

Poznałam na nowo "dzieciaki"... Kiedyś się bawiliśmy w teatr odgrywając "Romeo i Julia", teraz wszyscy jesteśmy dorośli...

To był piękny tydzień.
Ale 15 lat temu był bajeczny.


Copyright © ACZkolwiek - kocham życie! , Blogger