niedziela, 30 września 2018

Trajektoria mojego Ja

Gdy ktoś nas wkurza, ciągle zmienia zdanie, albo mówi jedno, a robi zupełnie coś innego, to mówimy, że ma rozdwojenie jaźni lub chorobę dwubiegunową.
Często sama tak się wyrażam i niezmiernie wyprowadza mnie z równowagi taka cecha charakteru, która nazywa się niesłowność. Nie znajduję usprawiedliwienia dla braku dojrzałości objawiającej się w tym, że nie bierze się odpowiedzialności za swoje słowa, za to, jakie uczucia, a nawet nadzieje wywołujemy nimi w drugim człowieku.

To jednak gruby temat na osobny post, który może kiedyś powstanie.
Jednak takie skojarzenie nasunęło mi się, gdy od bardzo dawna zastanawiam się nad tym jaka jestem. Bo pytanie "kim jestem?" uważam za zbyt wysoką poprzeczkę jak na 28 lat.

Nie umiałabym siebie sama określić, scharakteryzować bardziej szczegółowo, niż "różna".
Nigdy nie powinno się do nikogo porównywać, ani siebie, ani innych, ale wiadomo, że zawsze będziemy to robić :) Myśląc o kimkolwiek jestem w stanie wymienić jego najbardziej charakterystyczne cechy, coś, co go wyróżnia spośród innych w podobnej grupie.
Natomiast mam problem, gdy muszę zaznaczać w jakichś ankietach cechy swojego charakteru, albo przypisać siebie do jednego ze stworzonych kilku schematów.

Dzieje się tak dlatego, że (przez chorobę?) uaktywniają mi się różne, sprzeczne cechy w zależności od tego na czym siedzę... a nawet w jakiej pozycji się znajduję.
Łatwiej można zrozumieć, że na zwykłym wózku - manualnym - jestem mniej pewna siebie, czuję się stłamszona, "niegodna", czuję się mniej dorosła, nieśmiała, wiecznie zawstydzona. Wózek elektryczny pozwala mi na sięgnięcie po minimalną samodzielność. Sam fakt, że siedzę w nim wyżej podnosi też moją samoocenę. Na wózku elektrycznym mogę stanąć krok dalej od osoby, która teoretycznie mogłaby mnie prowadzić, mogę zdecydować o separacji, mogę zrobić dystans, który wzbudzi we mnie poczucie autonomii. Wózek elektryczny uaktywnia moje prawdziwsze JA. Poruszając się na nim bardziej odczuwam siebie, to jaka jest Asia.

Czuję, że jestem zupełnie kimś innym, inaczej myślę, odczuwam, zachowuję się i komunikuję z rozmówcą w zależności też od tego z kim jestem. Łatwiej mi przejmować inicjatywę, gdy jestem z przyjaciółką, chłopakiem, czy asystentem, niż gdy znajdują się przy mnie rodzice.

Ale jak wytłumaczyć to, że przyjmując pozycję leżącą, w której przebywam większość czasu uwarunkowania intelektualne, osobowościowe są zastępowane przez emocjonalne...?
Najłatwiej wyjaśnić to mówiąc, że łatwiej jest wpłynąć na mój nastrój, gdy leżę. W pozycji siedzącej jestem twardsza, mało fleksyjna, wiem, czego chcę, czego nie powinnam robić, mogę bez większego trudu ustrzec się przed łzami, melancholią, natomiast leżąc łatwiej mnie zgiąć. Gdy chcę do kogoś napisać, odezwać się, ale wiem, że nie powinnam, albo w tym momencie nie jest to wskazane, to mogę być pewna, że gdy się położę od razu wezmę telefon i popłynę.

To są tylko ogólne zarysy zmian, jakie we mnie zachodzą każdego dnia.
Jasne, że z nimi walczę, że staram się znaleźć złoty środek, znaleźć tę jedną Asię i coraz lepiej mi się to udaje, ale takie zachwiania wciąż wyrządzają szkody mojemu wewnętrznemu światu i mają wpływ na prowadzenie publicznej działalności, bo tak mogę ją już nazwać.

Nawet, gdy trudno, gdy wieje i ściąga nas z prostej trajektorii trzeba szukać i odnajdywać siebie. W wielu różnych sytuacjach, wśród różnorodnych charakterów ludzi, przebywając w różnych społecznościach dobrze jest móc po czasie określić siebie. Gdy będziemy to potrafić łatwiej będzie określić "po co żyję?", a to jest głównym warunkiem do osiągnięcia spełnienia, które jest szczęściem.


Jeżeli znajdujecie w tym tekście jakieś zbieżności ze swoją sytuacją - dajcie proszę znać :) Bardzo mnie interesuje, czy tylko ja tak mam, czy może jest to jakoś powszechne.
Copyright © ACZkolwiek - kocham życie! , Blogger