sobota, 24 czerwca 2017

Odczarować... tak bardzo chcę

Próbuję napisać ten post i nie wiem od czego zacząć, którą myśl ułożyć w zdanie, które zdanie napisać jako pierwsze, żeby miało taki wydźwięk, jaki ma we mnie.
Bardzo rzadko ktoś mnie pyta jak się czuję, albo nawet po prostu co u mnie.  Jeśli ktoś w świecie rzeczywistym pyta jak się czuję, to ma na myśli zdrowie fizyczne - przecież widzi. Nikt nie może zobaczyć tego, co jest we mnie, więc o to powinien zapytać, żeby się dowiedzieć. Nie pyta.
Jeśli już ktoś w świecie rzeczywistym zapyta co u mnie, to tylko po to, żeby nawiązać rozmowę, tylko czeka, aż będzie mógł powiedzieć co u niego.
Częściej się zdarza, że pytają mnie o te rzeczy ludzie z wirtualnego świata. Chyba dlatego, że tam występuje, brzydko mówiąc, naturalna selekcja. Mam takich znajomych, których sama sobie wybrałam, rozmawiam z tymi, którzy mi odpowiadają. I oni rzeczywiście chcą poznać odpowiedź na pytania dotyczące mojej osoby.
W wirtualu nie każdy może się do mnie zbliżyć, wejść w moją przestrzeń, gadać co mu się podoba, krzyczeć, chwalić się, zalewać mnie lawiną opowieści nudnej treści. Albo nie odczytam wiadomości, albo zablokuję.
Ale to nie oznacza, że oczekuję, że ludzie będą się mnie prosić, żebym coś z siebie wydusiła, nie chodzi o to, żeby mnie błagać o zwierzenia, bo i tak mimo tego, że wiem, że są ludzie w wirtualu (nie chcę wymienić nazwisk, żeby nie siać kokieterij)., którzy chcą mi pomóc, gdy mi źle, pytają, nie zniechęcają się, gdy znów nie odpowiadam, mimo tego, że wiem że im mogę wszystko powiedzieć, to tego i tak nie robię, bo nie umiem. Wiem, że to tylko moja wina, jakbym mówiła, to zapewne by słuchali. Ale nie umiem i nie chcę.
I znów -.to nie jest kokieteria w stylu: "Muszę w samotności i cichości serca, mężnie znosić przeciwności tego świata!".
Może chodzi o to, że nie wierzę, żeby ktokolwiek mógł mi jakkolwiek pomóc, więc nie ma sensu mówić. Może o to, że jak się z całą mocą okaże, że nikt nie może mi pomóc, to się jeszcze bardziej załamię i się tego boję.
Pewnie chodzi też o to, że w momencie, gdy tak strasznie boli, mówiąc o tym potęguję ból.

W każdym razie chcę tym postem oznajmić, że mi źle.
I to, że chodzę na spotkania autorskie i zdaję egzaminy na studiach, i że piszę wesołe pościki na FB wcale nie oznacza, że u mnie wszystko dobrze.

Bo schemat ostatnio jest taki:
Płacz.

- Hej, Asia! Jak tam?
- Dobrze!

Płacz.

Szczerze mówiąc, to przestałam się nawet przy tym szczerze uśmiechać. Jakiś tam grymas na twarzy jest i wszystkim to wystarcza. Nie ważne, że nie dociera do oczu.

To, że nie umarłam nie oznacza, że żyję i że kocham życie. Próbuję znaleźć alternatywę życia.
I wspominam jaka byłam szczęśliwa jeszcze kilka miesięcy temu. :)

Tym postem chcę też przeprosić wszystkich, którym nie odpisuję, nie odpowiadam, nie odbieram i nie oddzwaniam. Wiem, że to czytacie, bo z blogu, po spotkaniu w gimnazjum wnioskujecie, że u mnie super :)
Więc,, przepraszam. Po prostu mi się nie chce. Nie mam siły.
Nie chce mi się gadać nawet z najlepszym przyjacielem, wybaczcie.

Napisałam ten post, bo nie chciało mi się robić nic innego, ale boję się puścić go w wirtualny krwioobieg, bo to może tak, jakbym jeszcze przytupnęłą tę złą aurę?

A może odczaruję?

A świadomość, że może być gorzej wcale nie pomaga temu co jest teraz.
Więc bez tarczy, miecza i zbroi rycerza czekam  na to "gorsze" w niebieskiej sukience.
Copyright © ACZkolwiek - kocham życie! , Blogger