środa, 2 września 2015

Bajeczne Pojezierze

Zaczęłam wakacje w górach, skończyłam na Mazurach.
A właściwie na pojezierzu suwalsko-augustowskim, jak mnie z nie ukrywanym wyrzutem poinformowano, gdy tylko otworzyły się drzwi samochodu u celu podróży.

Po przeczytaniu mojego wpisu na FB, że wyruszam na Mazury, przyjaciele, którzy mnie na owych - rzekomych - Mazurach gościli, z serdecznym oburzeniem stwierdzili, iż muszą mnie zreformować, a wyników reformacji, tj. wyjaśnienia publicznego oczekują na blogu.

Zatem wszem i wobec informuję i objaśniam: Spędziłam beztroski tydzień z dumnymi Pojezierzanin... z ludźmi z Pojezierza Suwalsko-Augustowskiego!

Bo ludzie z Pojezierza są dumni z faktu, że są z Pojezierza, a nie z Mazur.
Jaka jest różnica? Nigdy tej mądrości nie zdoła posiąść mój mózg. Mogę się tylko domyślać, że taka, jak między radomskim i kieleckim - wyłącznie terytorialna, bo ograniczenia umysłowe te same.

Do rzeczy.

Nie ma żadnej konkretnej rzeczy.
Wyszłam z samochodu i zobaczyłam zieleń.
Zieleń.
Zieleń.
Zieleń.
I zieleń.
Lasy dookoła domku, w którym mieszkałam.
Od razu powitała mnie białoruska sieć telefonii komórkowej i zostałam natychmiast odcięta od Internetu.
Spacerowałam, opalałam się, słuchałam ptaków, obserwowałam deszcz spadających gwiazd, którego nie udało mi się zaobserwować, bo akurat tej i następnej nocy nie chciały spadać, tak, jak to zwykle w tym czasie i w tym miejscu - zero latarni, bloków, chmur i wszelkiego innego, przeszkadzającego, miastowego badziewia.

Cisza.

Pojechałam do Mikaszówki "A może by tak do Mikaszówki...?" - Jan Paweł II
Która jest oddalona od Rudawki jakieś 10km.

Ksiądz, który został mi przedstawiony, po obejrzeniu moich kolczyków, rudych włosów i tatuaży powiedział jedno zdanie: "Asia, jakbyś była zdrowa, to byś bez przerwy zmieniała chłopaków, byłaby Sodoma i Gomora".
Jedno zdanie potrafi zbliżyć ludzi. Bardzo się polubiliśmy, a ja od owej wiekopomnej chwili zostałam naznaczona przydomkiem "Sodoma i Gomora".

- "Tak na mnie wołają! Ludzie spoza tego miasta - pewnie oni rację mają!"

Jeździłam po pięknym Augustowie - w tamtym roku chyba został odznaczony jako jedno z najpiękniejszych polskich miast.
Odznaczenie słuszne.
Zjadłam obiad w słynnej restauracji ALBATROS, mimo, że nawet nie jestem podobna do pięknej Beaty.
 
Płynęłam gondolą, która okazała się Czaplą.
Poważnie, zobaczyłam nazwę gondoli dopiero, gdy do niej wsiadłam, a raczej wniosło mnie trzech muskularnych marynarzy.
Przez półtorej godziny płynęłam po Kanale Augustowskim, od czasu do czasu z siłą bujana przez fale, wypatrywałam afrykańskich krokodyli w zaroślach zaułku, do których Gondola miała dostęp, w przeciwieństwie do statków, zamykałam oczy, czułam słońce i wiatr na twarzy, włosy fruwały na opartej, odchylonej głowie...
Muszę skończyć, bo odpływam.

Któregoś dnia wybraliśmy się spacerem na granicę.
Byłam tam 15 lat temu. Wspomnienia odżyły, choć wszystko się tam zmieniło. Zagospodarowane, pozamykane, postawione flagi, maszty, kostka brukowa i obserwująca nas ochrona.
Po okazaniu dokumentów wpuścili nas za bramę.
Wstąpiłam na Białoruś.
Wracając znów poznałam kolejne miejsce, drogę, szlak, jezioro, strumyk, bicze wodne... które w każdym razie powinny tu być, ale już ich nie ma, teraz kanał zamknięty, wstęp wzbroniony.
Tak mało mam wspomnień, nie pamiętałam kompletnie domu, podwórka, okolicy... Ale przynajmniej tych kilka miejsc pamięć zdołała odświeżyć.

Co wieczór, po całym upalnym dniu oglądałyśmy we cztery kobiety filmy bollywoodzkie i nie tylko.

Pani Helenka, na którą wszyscy mówili "babcia" gotowała specjalnie pode mnie, i nawet zupy, których nie lubię, ona robiła tak, że się zajadałam. Ciocia-przyjaciółka wmuszała we mnie kompot z mirabelek wiedząc, że za mało piję.

Poznałam na nowo "dzieciaki"... Kiedyś się bawiliśmy w teatr odgrywając "Romeo i Julia", teraz wszyscy jesteśmy dorośli...

To był piękny tydzień.
Ale 15 lat temu był bajeczny.


Copyright © ACZkolwiek - kocham życie! , Blogger