sobota, 18 lipca 2015

De­ter­mi­nac­ja tańczy na os­trzu szpilki

ACZkolwiek płyniesz dalej, a ja muszę się zanurzać i wynurzać z twoich fal.

Chwilę temu był przypływ i mogłam pocieszyć się spontanicznym i nieplanowanym wtargnięciem (tak, wtargnięciem) na Stadion Narodowy.

Nie miałam szans tego wcześniej opisać, ale po spotkaniu z Szymonem Hołownią zaczęliśmy szukać piętra, na którym zostawiliśmy samochód. Ponieważ Galeria Stadionu Narodowego posiada 2 kondygnacje w górę i 4 w dół, to sprawa dotarcia do właściwego wyjścia była tak prosta, jak labirynt.

Ale dzięki temu nieoczekiwanie jadąc tunelem spostrzegłam jakieś wejście na jakiś otwarty teren. Dochodząc bliżej zauważyłam przed sobą rzędy siedzeń i z Eureką! na ustach krzyknęłam: STADION!

Nie wahając się ni sekundy wjechałam prosto na rozpościerającą się przede mną wielką, betonową przestrzeń i poczęłam drzeć się jak lew wypuszczony z klatki wprawiając w nieme osłupienie pana ochroniarza.

Pan ów najpierw próbował ogarnąć w cichości serca niecodzienną sytuację, a następnie uprzejmie poinformował, że za zwiedzanie rzędów biało-czerwonych krzeseł należy uiścić opłatę w wysokości 25 PLN.

Chyba bym była skończenie głupia, jakby taki absurd przyszedł mi do głowy.

Wjechałam po prostu, bez zastanowienia, na boisko, piszczałam z zachwytu, jeździłam jak szalona i zaliczyłam coś, czego nigdy nie miałam w planach.
I przez około 5 minut prawdziwie się cieszyłam.
Tylko odrobinę mniej, niż ze spotkania z SH.

To było moje 5 minut.

Za chwilę będzie drugie.
Kolejna fala wznosząca.

Ale zanurzać też się muszę.
Żeby złapać oddech z większą desperacją, z większym pożądaniem.
Copyright © ACZkolwiek - kocham życie! , Blogger