niedziela, 2 grudnia 2012

9.00


Pojechałam wczoraj na "komisję" do spraw orzekania o przyznanie wózka elektrycznego z "ponadstandardowym wyposażeniem". Cudzysłów, którym jest objęta "komisja" wziął się z wygórowania tego słowa, ponieważ spotkanie wyglądało następująco: w środku było 12 wózków (zaledwie 3 raz w życiu widziałam ich tyle na raz i jak zwykle dziwnie się czułam...), - btw. przepraszam, za "uprzedmiotowienie", jeśli kogoś ono uraziło - ja byłam 6 w kolejności, wszyscy byliśmy umówieni na 9.00 i wszyscy się burzyli, że wszyscy na jedną godzinę. Po chwili okazało się, dlaczego zgromadzili nas na 9.00 - każdy kto wszedł, wyszedł po 2-3 minutach. Gdy przyszła moja kolej stanęłam przy pana biurku (wyglądał raczej jak ktoś z łapanki niż jak lekarz) i po chwili wstał do mnie, kazał wyciągnąć ręce przed siebie na tyle ile dam radę - "nie mogę w ogóle, obsługuję tylko joystick", pomacał swoimi dłońmi moich dłoni tak: "raz, dwa, trzy", ostatnie pytanie: "ile masz lat panna?" i dziękuję.
Byłam okropnie rozczarowana, bo miałam w głowie całą argumentację za przyznaniem wózka, chciałam sobie pogadać, a mi tego nie umożliwili... :(

Dodatkowo dziwnie się czułam, bo wszyscy byli na zwykłych wózkach, mimo, że każdy ma w domu elektryczny, tylko ja jedyna pojechałam na elektryku... Pewnie sobie myśleli jak moi rodzice, że jak lekarz zobaczy, że mają wózek elektryczny to nie przyznają nowego, a moja filozofia była taka, że jak zobaczą, że przyjechałam na elektrycznym, to znaczy, że na żadnym innym się nie poruszam. I bardzo jestem zadowolona z wyboru.

Był tam jeden chłopak/mężczyzna, leżący w wózku, bez respi, na moje oko z MPD, ale bez ubytku psychicznego - choć większość pewnie myślała inaczej, ponieważ jego wygląd niestety na to wskazywał - i tak się złożyło, że jego mama dała swój nr tel mojej mamie w celu jakiejś warszawskiej akcji i myślę, że któregoś dnia do niego zadzwonię, bo myślę, że może nie mieć wielu przyjaciół...

Gdy wychodziłam z budynku przechodziłam obok takiego fajnego gościa, mega przystojny i uśmiechnął się do mnie - do niego niestety nie mam numeru, ale nie żałuję, bo "miłość wózkowa" jest raczej niemożliwa :P ;).

Pobiłam poprzedni rekord głodówki z 34 do 43 godzin. Brak odżywiania organizmu, niedosypianie przez ostatni okres i wczorajsze przemarznięcie sprawiły, że wczoraj byłam ledwo żywa i przeleżałam cały dzień.
Nawet telefonu nie chciało mi się brać do ręki!
Jednak z głodówką idzie mi coraz lepiej i następna próba dotrwania do 3 dni po Nowym Roku :).


Jutro o 9.00 jadę do szpitala, będę pierwszy raz w życiu w narkozie, dlatego proszę o modlitwę...
Copyright © ACZkolwiek - kocham życie! , Blogger